Idea, do której co jakiś czas wracam, to „pełne wykorzystanie naszego potencjału”. I co może wydawać się dziwne, im częściej do niej wracam, tym bardziej się z nią nie zgadzam. Biorąc pod uwagę to, że prowadzę bloga o produktywności i rozwoju osobistym, które wydawałoby się, powinny opierać się na tej koncepcji, to jest to jeszcze dziwniejsze. Pozwól, że wyjaśnię Ci, dlaczego nie zgadzam się z tą ideą i uważam ją za niekiedy szkodliwą.
Uważam, że koncepcja „pełnego wykorzystania potencjału” ilustruje błąd w myśleniu o tym jak definiujemy sukces. Idea ta sugeruje, że istnieje arbitralny punkt, w którym osiągamy maksimum swoich osiągnięć. Myślę, że takie podejście może być inspirujące, może zachęcić nas do wprowadzenia ulepszeń, wstania z wygodnego fotela i popchnąć nas w kierunku lepszego życia. I to jest ok. Jednak koncepcja ta zawiera w sobie ograniczenia dotyczące sukcesu i tego czym on jest.
SUKCES
Aby zobaczyć, czym są te ograniczenia, musimy zdefiniować sukces. Czym więc jest sukces? Osobiście uważam, że sukces jest miarą szczęścia, spełnienia i wpływu, jaki mamy na nasze życie. Sukces to poczucie, że jesteśmy spełnieni swoim wkładem w świat i dajemy z siebie wszystko. A teraz wyobraź sobie, że to osiągamy i co się dzieje? Odpowiedź jest trywialna: podnosimy poprzeczkę, stawiamy sobie nowe cele lub pragniemy mieć większy wkład w świat, który nas otacza.
Skąd więc bierze się szczęście i spełnienie? Szczęście i spełnienie pochodzą z możliwości rozwijania się, wzrastania i podążania w kierunku ciągle to nowych celów. Kiedy czujemy, że się rozwijamy, doświadczamy życia najlepiej, jak potrafimy, to właśnie wtedy jesteśmy najbardziej spełnieni i zadowoleni.
KONFLIKT
Dlaczego więc jest to sprzeczne z koncepcją „pełne wykorzystanie naszego potencjału”? Uważam, że dzieje się tak dlatego, ponieważ koncepcja ta sugeruje, że prawdziwą miarą sukcesu jest osiągnięcie określonego punktu lub pozycji w kontinuum rozwoju osobistego. I tu pojawiają się dwa pytania:
- Czy można osiągnąć ten punkt?
- Co dalej, jak osiągniemy już ten punkt?
Stąd o wiele lepiej niż koncepcja osiągnięcia „pełnego wykorzystania naszego potencjału” odpowiada mi stwierdzenie „dawanie z siebie wszystkiego”.
NIEOSIĄGALNE
Wykorzystanie naszego prawdziwego potencjału, czyli arbitralnego punktu maksymalnego osiągnięcia w naszym życiu (już sama ta nazwa brzmi niedorzecznie), jest zniechęcające i rzadko inspirujące. Jak można w pełni wykorzystać swój „pełen” potencjał? Nawet jeśli robimy wszystko, co w naszej mocy, możemy popełnić błędy, podjąć niewłaściwą decyzję lub mieć zwyczajnie pecha.
Zresztą skąd będziemy wiedzieli, że osiągnęliśmy już nasz pełen potencjał. Ja nie mam pojęcia, czy już go osiągnąłem, czy właśnie osiągam, a może osiągnę go dopiero za dwadzieścia lat. Mam wrażenie, że jest on zawsze poza moim zasięgiem. Gdybym skupił się tylko na tym, aby go osiągnąć, gdybym uzależnił swoje szczęście od jego osiągnięcia, to nigdy nie byłbym szczęśliwy. I to już jest mocno demotywujące.
TERAŹNIEJSZOŚĆ
Natomiast „dawanie z siebie wszystkiego” oznacza, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby się rozwijać i doskonalić. To stwierdzenie wywiera presję na teraźniejszość, a nie na niemożliwy do objęcia umysłem kontekst całego naszego życia. W tym sensie, dopóki robimy wszystko, co w naszej mocy, odnosimy sukcesy. Zawsze możemy dać z siebie wszystko, niezależnie od konkretnego wyniku. Mogę dać z siebie wszystko:
- biegnąc – dotarłem na metę 156, ale dałem z siebie wszystko,
- czytając – codziennie czytam w skupieniu książkę. Czasami 20 stron, czasami 50, a nieraz tylko 10, ale zawsze w trakcie jej czytania jestem skupiony i się nie rozpraszam,
- pisząc – codziennie piszę fragment książki. Czasami jest to 1000 znaków, innym razem 2000, a zdarza się, że jest to raptem 300. Jednak zawsze, gdy piszę jestem w pełni zaangażowany w to co robię,
- malując, wychowując dzieci czy lepiąc garnki.
Koncentrując się na wykorzystywaniu pełnego potencjału tu i teraz, możemy doświadczyć szczęście i spełnienie. Świadomość, że robimy wszystko, co w naszej mocy, wystarczy, by nas zadowolić, nawet wtedy kiedy się nie uda. W tym kontekście powiedziałbym, że wychodzący z nałogu alkoholik, który robi wszystko, co w jego mocy, aby poprawić swoje życie, odnosi większe sukcesy niż ktoś, kto osiadł na laurach.
Wierzę, że wiele osób, które lubią koncepcją „pełnego wykorzystania swojego potencjału”, używa go już w sposób, który opisuję jako działanie tu i teraz, a nie osiągnięcie określonego punktu. W końcu życie jest podróżą, a nie celem. Nie skupiaj się na dotarciu do konkretnego punktu, zamiast tego skup się na tym, czy robisz wszystko, co w Twojej mocy, aby się rozwijać i dawać z siebie wszystko w każdej chwili swojego życia.