Do pewnych rzeczy trzeba dorosnąć. Również do zmian. Przejść drogę od ignorancji, przez świadomość problemu, do działania i zbudowania trwałej zmiany. Brzmi prosto. Pewnie, że tak. Ale i Ty i ja wiemy, że zazwyczaj nie jest tak prosto. Ale może być trochę łatwiej.
Zwłaszcza wtedy, gdy uświadomimy sobie proces, jaki się za tym kryje. Gdy będziemy potrafili dostrzec szybciej problemy, z którymi się mierzymy lub te, które sami generujemy i podjęcia się ich zmiany. Ale po kolei.
A, zanim przejdziesz dalej, to model, o którym napisałem w dalszej części artykułu został opracowany przez Jamesa Procharski i Carla DiClemente.
PREKONTEMPLACJA
Najpierw mamy błogą nieświadomość, która może trwać latami. Nie zawsze jest ona co prawda błoga, bo często otoczenie zwraca nam uwagę, że mamy problem. My jednak tego problemu nie dostrzegamy lub nie chcemy dostrzegać. Zwalamy winę na innych, na otoczenie, na brak szczęścia. Udajemy, a często nawet głęboko wierzymy, że to nie my odpowiadamy za jego rozwiązanie.
Przez cały okres szkoły podstawowej i liceum byłem głęboko przekonany, że jestem osobą o ponadprzeciętnej wiedzy i inteligencji, na którą uwzięli się nauczyciele. I mimo że zarówno oni jak i moi rodzice w kółko powtarzali mi, że powinienem się uczyć, ja jechałem po łebkach i po najmniejszej linii oporu. Okłamywałem siebie, bo było mi tak wygodnie.
Ale szkoła, to nie jedyne miejsce, gdzie możemy się tak oszukiwać. Możemy podejmować niewłaściwe działania w pracy lub nie podejmować ich wcale. Możemy działać toksycznie w związkach lub w takich toksycznych związkach tkwić, wierząc, że to partner, czy partnerka powinni się zmienić, a nie my podjąć działanie. Możemy w końcu popełniać nieświadomie w kółko te same błędy, jako rodzice, dzieci, czy przyjaciele.
KONTEMPLACJA
W końcu następuje jednak ten przebłysk świadomości, ten moment oświecenia, kiedy zaczynamy dostrzegać problem. Zauważamy go i zaczynamy o nim coraz więcej myśleć. Zauważamy negatywy, które się z nim wiążą. To może trwać kilka miesięcy, ale równie dobrze i lat, jeżeli nie wyciągamy z tej wiedzy żadnych wniosków.
U mnie takim przebłyskiem, a może raczej uderzeniem obucha było przeczytanie rozdziału poświęconego proaktywności w książce S. R. Coveya 7 nawyków skutecznego działania. Sięgając po tą książkę, wiedziałem, że mam problem ze skutecznym działaniem. Czułem tego konsekwencje, zwłaszcza w pracy. Nie wiedziałem jednak, skąd one się biorą. Dostrzegałem efekty, ale nie widziałem przyczyn. Gdy przeczytałem, że za moje działania odpowiadam ja, poczułem się głęboko dotknięty. Ba poczułem się obrażony. Ale ziarno zostało zasiane. Zacząłem o nich myśleć, ale nic z tym nie robiłem. Zwyczajnie bałem się, bałem się wielu rzeczy, które się staną, gdy zacznę dokonywać zmian (szerzej przeczytasz na końcu artykułu, gdzie zmierzę się z tym co nas powstrzymuje przed działaniem). Musiało minąć jeszcze trochę czasu, zanim przyswoiłem sobie prawdę, że zmiana jest konieczna i nie nadejdzie jakiś magiczny dżin, który rozwiąże za mnie piętrzące się problemy. Że tak naprawdę, to ja muszę wziąć szuflę w ręce i zająć się tym całym… bałaganem.
PRZYGOTOWANIE
To etap kiedy od myślenia przechodzimy do pierwszych, niepewnych działań. Chwytamy szuflę w ręce, ale jeszcze nie bardzo wiemy, co z nią zrobić. Można by było napisać, że badamy grunt. Chociaż nadal dominują stare wzorce działania i myślenie życzeniowe, to po fakcie dostrzegamy problem i stajemy się go coraz bardziej świadomi. Zaczynamy też świadomie unikać błędnych działań lub przerywać je w trakcie wykonywania.
Wprawny obserwator może zauważyć pewne zmiany w naszym zachowaniu, ale dla ogółu będą one niezauważalne. Co może prowadzić do niecierpliwości, a nawet złości. Staramy się, a inni tego nie widzą.
Przykładem może być osoba otyła lub z nadwagą, która jest już świadoma problemów, które generuje nadmiar kilogramów – nie tylko tych zdrowotnych, ale również tych codziennych związanych chociażby z mobilnością, czy higieną. Zaczyna inaczej patrzeć na siebie, swoje życie i podejmować pierwsze działania, niekiedy jeszcze mało efektywne, ale jednak. Więcej się rusza, częściej kupuje zdrową żywność, zaczyna czytać o zdrowym trybie życia, ogląda filmy na ten temat, dokształca się.
DZIAŁANIE
i nadchodzi eksplozja. W końcu wiemy, jak szuflować i jesteśmy do tego gotowi. Ruszamy z całych sił ze zmianą. Nasze działania zaczynają dostrzegać inni. Dowozimy na czas projekty, nie mamy zaległości, poprawiają się nasze oceny, zaczynamy zrzucać zbędne kilogramy. W końcu widać efekty.
W artykule „Odkryłem prosty” sposób by schudnąć, w szczegółach opisałem, jak przechodziłem przez proces działania związanego ze zrzucaniem nadmiaru kilogramów i z czym się mierzyłem. Jeżeli Cię to interesuje, to zerknij do tego artykułu.
To też chyba etap o największym emocjonalnym rollercoasterze. Przechodzimy w nim przez wachlarz emocji takich jak entuzjazm, spowszednienie, zwątpienie, czy w końcu brak wiary. Mierzymy się z przeszkodami, starymi nawykami i brakami motywacji. Możemy wracać do starych przyzwyczajeń, czy podważać sens zmiany. Możemy też spotkać się z negatywną reakcją otoczenia. Niektóre osoby mogą się od nas odwrócić. Pod presją tych wszystkich czynników możemy cofnąć się o etap albo dwa – do etapu przygotowań lub kontemplacji.
PODTRZYMANIE
To etap, który jest tak naprawdę elementem działania. Został z niego wydzielony, mimo że wiąże się z działaniem, to jego celem jest długoterminowe utrzymanie działania. Wytrwanie w nim, tak długo by zmiana stała się nawykiem. Ile to może zająć? To zależy. Przede wszystkim od tego jak mocno zmiana ingeruje w nasze obecne nawyki. Utrwalenie zmiany może trwać:
- miesiąc, gdy nowy nawyk jest prosty – np. regularne mycie zębów,
- kilka lat, gdy ingerencja jest duża – np. przejście od postawy reaktywnej do postawy proaktywnej (coś o tym wiem),
- całe życie – np. gdy wychodzimy z nałogu.
Na tym etapie nadal trzeba być czujnym i świadomie wspierać podejmowane działania.
ZAKOŃCZENIE
To moment, w którym nowe działanie wchodzi nam w nawyk i nie sprawia już więcej problemu. W zasadzie staje się elementem naszego ja. Po dotarciu do etapu zakończenia znika pokusa powrotu do starych zachowań. Tamten rozdział zostaje definitywnie zakończony.
Niestety nie każda zmiana dociera do tego etapu w tym samym tempie. Jak już wcześniej wspomniałem, jedne zmiany mogą wymagać kilku miesięcy, a inne lat. Niekiedy, zwłaszcza przy zmianach związanych z nałogami, dotarcie do etapu zakończenia, może nigdy nie nastąpić i wymagać zawsze świadomego przebywania w obszarze podtrzymania.
Sam mam taką świadomość, że moja droga do wprowadzenia na stałe w moje życie większej ilości ruchu i zdrowego odżywiania się będzie zdecydowanie dłuższa niż samo zrzucenie zbędnych kilogramów. Może mi zająć jeszcze kilka lat, by osiągnąć moment, w którym nie będzie pokusy podjadania niezdrowych przekąsek, a za ćwiczenia będę zabierał się tak, jak rano zabieram się za ścielenie łóżka.
CO NAS POWSTRZYMUJE?
Strach. Tak strach, który tylko czeka, by zaatakować z całą mocą, w momencie zwątpienia, czy potknięcia. Atakuje w najsłabszy punkt i nie bierze jeńców. Strach wyłącza logikę, zagłusza jej działanie. W obliczu strachu, to co jeszcze niedawno wydawało nam się całkiem sensowne, teraz wydaje się głupie i tego sensu pozbawione.
Zazwyczaj mierząc się ze strachem mierzymy się z lękiem przed utratą kontroli. Boimy się, że stracimy kontrolę nad zmianą, nad sobą i tym, co niesie zmiana. Boimy się, emocji, które będą nami targały podczas zmiany. Zwłaszcza tych „negatywnych”, które wywołują dyskomfort. Takich jak wątpliwości, brak pewności siebie, poczucie niższości, czy poczucie braku sensu. Boimy się, że działania, które podejmiemy, nie przyniosą zamierzonych rezultatów. Obawiamy się, że:
- zmiana diety, nie spowoduje spadku kilogramów,
- proaktywna postawa nie poprawi naszych notowań w pracy,
- odejście od starych metod komunikacji, wystawi nas na śmieszność,
- i tak dalej.
W końcu boimy się, że przestaniemy być sobą i staniemy się kimś innym. Gdy trawiłem w sobie postawę proaktywności ,moją największą obawą przed jej wprowadzeniem było właśnie poczucie, że przestanę być „tym Piotrkiem”, a stanę się jakimś „innym Piotrkiem”. Jakimś robotem, albo chłopcem do bicia, bo jak jestem odpowiedzialny za rezultaty swoich działań, to znaczy, że jak coś się nie uda, to wina spadnie tylko i wyłącznie na mnie.
Przy zmianie, trzeba być odważnym, a odwaga to nie jest brak strachu, tylko działanie pomimo strachu.